Chciałam dźwignąć swoje życie, a nie umiałam

Najgorzej to usłyszeć „weź się w garść!”, bo tu nie ma czego brać w garść. Zdrowie leci, praca leci, relacje się sypią, każdy kolejny dzień jest tylko do przetrwania, wegetacja, czekanie na nic. O konsekwencjach przemocy domowej i zawodowej opowiada Anna Karwan, wokalistka, jedna z ambasadorek kampanii «Kocham. Szanuję».

  1. — Chcę wesprzeć kobiety bite, upokarzane. Mówić głośno, że to nie one mają się wstydzić. Gdybym sama nie doświadczyła przemocy, siedziałabym cicho — mówi Anna Karwan, która zaangażowała się w akcję społeczną «Kocham. Szanuję»
  2. — Tata, świętej pamięci, był alkoholikiem. Odreagowywał na mnie, siostrze, na mamie. Nie chcę wchodzić w szczegóły — mówi. I dodaje, że taka rzeczywistość była udziałem wielu jej rówieśników
  3. To mamie Anna Karwan i jej siostra zawdzięczają to, że pokonały traumy dzieciństwa. Założyły własne rodziny, urodziły dzieci. Potrafią budować zdrowe relacje z drugim człowiekiem i normalnie żyć

Katarzyna Bednarczykówna: Obnażyłaś się. Co czujesz?

Anna Karwan: Pierwszy jest lęk. Przed opowiadaniem o przemocy, której byłam świadkiem. W ogóle przed przyznaniem się, że byłam ofiarą.

Brzmi jak przyznanie się do winy.

Bo nam we krwi płynie mechanizm samokontroli: nie odsłoń się przypadkiem z niewygodnymi przeżyciami. Niestety żyjemy w kraju, gdzie rozmowy o przemocy, depresji, biciu po alkoholu, seksie, strasznie kują. Nie dotykaj tabu! Dlatego wykorzystałam fakt, że jestem osobą publiczną. Chcę zbliżyć do siebie i do kampanii antyprzemocowej kobiety bite, upokarzane, dać im wsparcie, mówić głośno, że to nie one mają się wstydzić. Czuję dużą odpowiedzialność, odpowiedź na każde pytanie jest przemyślana kilka razy. Nie rozmawiam na tematy, o których nie mam pojęcia, więc gdybym sama nie doświadczyła przemocy, siedziałabym cicho.

Kiedy jej doświadczyłaś?

Od wczesnej młodości, to były lata 90. Pochodzę z bardzo małej miejscowości na wschodzie Polski. W takich miejscowościach trwa ciche przyzwolenie na układ rodzinny kat-ofiara. Ponieważ wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą, nikt szczerze o problemach nie rozmawia. Generalnie w ogóle mało się w takich miejscowościach rozmawia o emocjach, pracy nad sobą. Jest za to dużo alkoholu. Towarzyszy w «chwilach słabości”, nietrudno o agresję, brak kontroli. Najkrótszą drogą pozbycia się napięcia jest krzyk, przemoc psychiczna i fizyczna, która najczęściej skupia się na kobietach, i to pewnie kobieta sprowokowała napięcie.

Tak było w twojej rodzinie?

Tata, świętej pamięci, był alkoholikiem. Odreagowywał na mnie, siostrze, na mamie. Nie chcę wchodzić w szczegóły. Na szczęście osoby, które spotkałam po drodze i mój świadomy krok w stronę psychoterapii pomógł mi wyprostować przykre wspomnienia. W rodzinach kolegów ze szkoły przemoc była tak samo wszechobecna, wychowywaliśmy się z nią, obserwowaliśmy.

Co konkretnie widzieliście?  

To, co najbardziej oczywiste i dramatyczne: ojciec bije matkę na oczach koleżanki, bita siostra, bity brat. Patologia uważana za normę. Dzieci w takich małych miejscowościach są bite nieustannie, niegrzeczność jest uważana za nieposłuszeństwo wobec dorosłego, które wymaga kary. Rodzic uczy dziecko, że sytuacje trudne emocjonalnie rozwiązuje się agresją i podaje dalej przyzwolenie na przemoc. Potem dorosłe dziecko nie potrafi założyć zdrowej rodziny, bo w pakiecie od swojej dostało strach, nie czuje się bezpiecznie samo ze sobą. Mężczyźni i kobiety mają teraz nerwice, są zatrwożeni, upośledzeni emocjonalnie, to wszystko konsekwencje przemocy.

Zwierzałaś się komuś z tego, co dzieje się w domu?

W życiu, normalne było, że się o tym nie rozmawia. Czujesz wstyd, niepokój, strach, że ktoś się dowie, że okażesz się inna niż koleżanki, że ktoś zobaczy sytuację odchodzącą od normy. Oczywiście tylko pozornie, bo agresja w domach to była właśnie norma. Cały kłopot w tym, że dorośli i dzieci w jakimś wspólnym zastraszeniu przed oceną innych — milczą. Wydaje im się, że tak chronią swoją dobrą opinię. Ja przestałam się już bać «utraty dobrej opinii», jeśli ktoś mnie ocenia, to nie znaczy, że ma rację. I ode mnie zależy co z tą oceną zrobię. Dlatego czuję się w obowiązku, żeby wkroczyć do akcji i mówić o krzywdzie głośno, wtrącać się.

Obwiniałaś mamę, że nie mówiła, że nie umiała ochronić cię przed agresją ojca?

Nigdy. Dzięki mamie ja i siostra wyszłyśmy z tego cało, żyjemy w dobrych rodzinach, same już jesteśmy matkami, potrafimy budować relację i w miarę normalnie żyć. Wiadomo, że jeśli dziecko – a zwłaszcza dziewczynka – widzi w domu agresję ojca, ma naruszony zdrowy wizerunek mężczyzny i jako dorosła kobieta musi go naprawić. To trudne, bo oczywiście najważniejszym mężczyzną dla dziewczynki jest tata, a jeśli tata bije ma podkopaną wiarę w siebie. Zbudowanie mojej wiary i poczucia bezpieczeństwa było na barkach matki i zrobiła wszystko co było w jej mocy. A gdy dorosłam, przejęłam pałeczkę.

How? 

Świadomie nad sobą pracowałam, to pozwala na tak zwany odrzut ludzi ze złą energią. Kobiety, które zastanawiają się, dlaczego w ich życiu powtarzają się toksyczne sytuacje, dlaczego spotykają tego samego, złego mężczyznę w kilkunastu związkach, powinny przyjrzeć się sobie w lustrze, przyznać się do słabości, może pójść do specjalisty.

A ty, w którym momencie spojrzałaś w lustro?

U mnie to nie jest kwestia tylko przemocy z dzieciństwa. Zaczęłam wchodzić w showbiznes gdy miałam 16 lat, obserwowałam przemoc fizyczną i psychiczną w branży. Ta druga była znacznie gorsza. Powtarzam zawsze, że siniak zejdzie ze skóry, a rany psychiczne się same nie zagoją. Nie trzeba nakrzyczeć, żeby wywołać strach i nie trzeba uderzyć, żeby sprawić ból. Jeśli ktoś nie przeżył psychicznego gnębienia, nie będzie miał pojęcia o czym mówię. 

To była też przemoc na tle seksualnym?

Próby. Były sytuacje, w których czułam zagrożenie ze strony kolegów po fachu – nauczeni, że im wolno, chcieli przekraczać moje granice fizyczne, psychiczne, złamać mi osobowość. Na szczęście miałam swój rozum i umiałam się obronić, a funkcjonowanie w tej branży dało mi dużą siłę przetrwania.

W showbiznesie przechodzi się od razu na ty, relacje buduje się szybko i tak lekko, bez szacunku i taktu, jest dużo dotyku. Młodym łatwo się pogubić. Czujesz strach, że jeśli szybko się nie zgodzisz na jakąś propozycję, zostaniesz wykluczony, przegrasz przyszłość. Nastolatka chce być popularna, nie jest do końca świadoma, że zgoda (wbrew sobie) na sytuacje o podtekście seksualnym, w zamian za korzyść materialną, bardzo ją skrzywdzi. Takich propozycji nie brakuje. Dopiero po 17 latach pracy w branży, nauki na własnej skórze i obserwacji koleżanek, wypracowałam postawę, która nie pozwoli mężczyźnie wywrzeć na mnie jakiejkolwiek presji.

A przez lata doświadczania agresji najtrudniejszy był…

Lęk. Ta emocja była mi najbliższa i trwałam z nią w bardzo toksycznej relacji. Powodowała stany depresyjne, dolegliwości fizyczne, które w końcu przerodziły się w chorobę.

Nie pamiętam dokładnie, kiedy się zaczęła, myślę, że w przedziale 20-25 lat. Apatia, brak zaangażowania zawodowego, uczuciowego, brak chęci i pomysłów na życie, odsunięcie przyjaciół – podstawowe objawy. Wydawało mi się, że sama z tego wyjdę, ale po urodzeniu córki, depresja jeszcze się pogłębiła. Pomogłam sobie z kilku różnych stron: brałam leki, terapia, później indywidualna praca nad sobą.

Wtedy, czyli kilkanaście lat temu, temat depresji, stanów lękowych był dużo mniej popularny. Choć to może za dużo powiedziane, bo wciąż przyznanie się do depresji jest odbierane różnie. Dla mnie najtrudniejsze było poczucie winy. Chciałam dźwignąć swoje życie, a nie umiałam. A już najgorzej to usłyszeć od ludzi «weź się w garść!”, bo tu nie ma czego brać w garść. Zdrowie leci, praca leci, relacje się sypią, każdy kolejny dzień jest tylko do przetrwania, wegetacja, czekanie na nic. Trzeba dostarczyć serotoninę, wyrównać hormony, wyłączyć złość, pozwolić na chorobę, na słabość. W słabościach jest siła, musiałam to sobie uświadomić.

Gdzie szukałaś wsparcia? 

Rodzina była pierwszym kontaktem, tylko oni reagują najbardziej emocjonalnie, lękowo. Przyjaciele niekoniecznie zostają, gdy cierpisz kilka lat i nie zawsze masz wolę walki. Pomoc lekarza jest konieczna. Długo czułam się sama z problemem, więc założyłam profil na Facebooku «Pokonaj lęk, stres i depresję”, żeby ludzie dotknięci chorobą mogli pogadać sobie o 3 nad ranem, jeśli mają taką potrzebę.

Teraz nie ma we mnie żalu, tacie wybaczyłam. Zaglądam do przeszłości w chwili, gdy mam problem z teraźniejszością, żeby nie mieć go w przyszłości. Mam nadzieję, że brak żalu to objaw siły, bo chciałabym przekazać córce poczucie bezpieczeństwa, żeby wystartowała w życiu bez zastanawiania, czy się do życia nadaje. Ale nie ukrywam, że jest trudno, nie udaję przed córką. Gdy czasem mi ciężko, siadam i płaczę. Jestem wrażliwa, w muzyce znalazłam wentyl bezpieczeństwa. Ale, na ile umiem, chciałabym uchronić kobiety przed strachem, który przerobiłam. Dlatego powtarzam: warto dzwonić do fundacji antyprzemocowych, ten numer telefonu odbierze odpowiednia osoba i pomoc dostanie każda kobieta, która się po nią zgłosi.

Tylko czasem trudno poprosić o pomoc.

Bo myślę, że dzisiejsze czasy hodują ludzi z brakiem empatii. Mamy wrodzoną umiejętność komentowania cudzego życia, a jak przychodzi co do czego, jak widzimy przemoc i trzeba reagować — odwracamy się na pięcie. Wtedy to już nie nasza sprawa, nie nasza rodzina i dom. A tam się dzieje wielka krzywda, ludzie nawet nie potrafią sobie wyobrazić w ilu formach i odmianach. W dodatku przemoc nie ma reguły, jest tak samo w bogatych i biedniejszych rodzinach.

Tobie zdarzało się interweniować?

Mnóstwo razy! I nie uważam, że to z mojej strony jakiś szczególnie bohaterski czyn. Zgłaszałam przemoc na ulicy, w parku, czasem normalnie wkraczałam między mężczyznę, który bił kobietę, nie raz sama prawie oberwałam — na szczęście policja zjawiała się szybko.


* Według danych Fundacji Krajowe Centrum Kompetencji w Polsce prawie milion kobiet rocznie doznaje jakiejkolwiek formy przemocy, co trzecia przyznaje się, że przynajmniej raz w życiu była ofiarą. Tylko 20 proc. oficjalnie zgłoszonych sprawców zostaje skazana.

* Infolinia antyprzemocowa Fundacji KCK, tel. 801 109 801

Leave a Reply